Gościem trzeciego Salonu Literackiego był znany językoznawca prof. Jan Miodek z Wrocławia
O języku z Miodkiem (z odrobiną dziegciu) rozmawiała Katarzyna Bzowska
Czy to prawda, że Pana program telewizyjny ?Słownik polsko@polski„, w którym odpowiadał Pan na pytania telewidzów dotyczące problemów językowych, zniknie z anteny Telewizji Polonia?
Ma pani przestarzałe wiadomości. Rzeczywiście, były takie pomysły wynikające z problemów finansowych TV Polonia, której Ministerstwo Spraw Zagranicznych obcięło dotacje. W wielkanocną sobotę tego roku miała mieć miejsce ostatnia emisja, ale zaprotestowali widzowie. Ujawniła się przy tym potęga internetu. W sieci została opublikowana petycja do MSZ z prośbą o ocalenie programu. Pod sprzeciwem podpisało się kilka tysięcy internautów. Wokół całej sprawy zrobił się ogromny szum. Nigdy wcześniej nie było aż takiego poruszenia w związku z likwidacją jakiegoś programu i dzięki temu został ocalony. Nie było ani jednego tygodnia przerwy.
Czy ma Pan także bezpośrednie, nie tylko za pośrednictwem Skype czy poczty elektronicznej, kontakty z Polakami mieszkającymi zagranicą?
Oczywiście. Przez dwa lata pracowałem jako lektor języka polskiego na Uniwersytecie w Muenster. Z wykładami na temat języka polskiego wyjeżdżałem do Kanady, Stanów Zjednoczonych, Szwecji, Niemiec, na Litwę, do Czech? Można by jeszcze długo wymieniać. A w najbliższych dniach przyjeżdżam do Londynu.
Podczas tych podróży zapewne rozmawiał Pan z Polakami na tematy językowe. Rozmawia Pan też z emigrantami w ramach swoich programów telewizyjnych. Czy problemy, z jakimi zwracają się do Pana mieszkańcy Polski, a te, które nurtują emigrantów są odmienne?
W zasadzie to podobne sprawy. Z tym, że emigranci mają bardziej uczuciowy stosunek do języka. Dla nich polszczyzna to – by użyć wyrażenia Jana Nowaka-Jeziorańskiego ? Polska z oddali, a to zmienia perspektywę spojrzenia. Często mówią bardziej poprawnie niż ci, którzy posługują się językiem polskim na co dzień i nie zastanawiają się nad tym, czy mówią poprawnie, czy nie. Spotkałem ludzi, którzy od dziesięcioleci mieszkają za granicą i mówią bardzo piękną, czasem może staroświecką polszczyzną, ale znam też przypadki, że ktoś wraca po trzech miesiącach i patrząc na młotek mówi: ?To jak ten hammer się u was nazywa??. Myślę, że wynika to w pewnym stopniu ze snobizmu, z przeświadczenia, że dziś ktoś, kto zna język angielski jest lepszy od tego, który go nie zna. Osoby z Polski często pytają o rzeczy drobne, jakby szukały ?dziury w całym?, a tych zza granicy nurtują problemy natury stylistycznej czy gramatycznej. No i często właśnie zwracają uwagę na niebezpieczeństwo przenikania do języka polskiego angielszczyzny.
Czy nie obawia się Pan, że język polski jest aż nadto przesiąknięty angielskim?
Przenikanie języków nie jest zjawiskiem nowym. Dawniej nauczyciel mówił uczniowi ?Ucz się łaciny, to będziesz wszędzie zrozumiały?. Kiedyś w Polsce podobną rolę pełnił język francuski. We współczesnym świecie przyszedł czas na angielski, co jest w dużym stopniu zrozumiałe ze względu na dominację tego języka w elektronice, czy ekonomii. Nie uważam, aby było to zjawisko niebezpieczne. Polacy zawsze wtrącali obce słowa. Ja powiem raczej ?Pardon?, ale młody chłopak powie w tym samym miejscu ?Sorry?. I cóż z tego? Nikt już nie mówi ?panta rei?, a słyszy się często, że coś będzie ?na full?. Język się zmienia i tak jak kiedyś wtrącano słowa łacińskie, czy greckie, tak teraz wtrąca się angielskie. Tylko, że oczywiście trzeba wiedzieć, co te słowa znaczą.
A jak patrzy Pan na język mediów i ludzi w nich występujących?
Kiedyś mówiło się o ?nowomowie?. Był to język reglamentowany, kontrolowany przez ?odpowiednie instytucje?, których główna siedziba mieściła się przy ulicy Mysiej w Warszawie. Był to język podporządkowany tamtemu systemowi, odznaczał się przede wszystkim językową manipulacją. Tym językiem posługiwały się media i ludzie władzy. Nowomowa odeszła wraz z tamtym systemem. Nigdy tego określenia nie użyłbym w odniesieniu do nowych zjawisk językowych. Jest to określenie historyczne, którym zajmowali się i zajmują różni językoznawcy, na przykład profesor Michał Głowiński, autor książki ?Nowomowa po polsku?.
Nie oznacza to jednak, aby język, jakim posługują się osoby w sferze publicznej, zawsze mi się podobał. Dziennikarze, a także politycy, popełniają często błędy językowe, na przykład, źle kładąc akcenty. To nie jest jednak tak istotne, podobnie jak i błędy gramatyczne. Gorzej, że popełniają wiele błędów natury stylistycznej, używają słów, które w przestrzeni publicznej nie powinny być używane. Nie chodzi mi o przekleństwa, ale to, że wtrącają słowa z mowy potocznej. Nie należy mówić ?facet? o koledze polityku, choć przecież nie jest to słowo obraźliwe. Jak dziennikarz mówi, że ?ograliśmy Francuzów? w meczu piłki nożnej, to jakby dawał do zrozumienia, że zrobiliśmy coś nieuczciwie, że na tę wygraną nie zasłużyliśmy. Ograć można kogoś w pokera. Czasem te błędy wynikają z braku wiedzy, a czasem jest chęć dodania sobie ważności. Kiedy polityk mówi, że ?nie posiada wiedzy w tym zakresie?, to mu się wydaje, że mówi coś więcej niż gdyby powiedział po prostu ?nie wiem?. Zresztą, to ?posiadanie?, które ma dodać ważności, nie zostało teraz wymyślone. W czasach, gdy we Wrocławiu w tramwajach byli konduktorzy, to krzyczeli: ?Czy wszyscy są posiadaczami biletów??. Wielcy posiadacze! Kawałka papieru wielkości dwa na trzy centymetry. Ale oni też chcieli czuć się ważni.
Plonem Pana programów telewizyjnych jest książka ?Słownik polsko@polski z Miodkiem?. Co ona zawiera?
To zapis rozmów prowadzonych z telewidzami z kraju i z całego świata. Starałem się w przystępny sposób przedstawić zjawiska współczesnej polszczyzny. Te, które Polaków interesuje czy drażnią, a także zaspokoić ich ciekawość i rozwiać wątpliwości językowe. Niektóre problemy i częste błędy omawiam na przykładzie artykułów prasowych, tekstów i komentarzy dostępnych w internecie, ogłoszeń i wypowiedzi telewizyjnych. Druga część książki ? ?Po drugiej stronie ekranu? ? poświęcona jest kulisom programu ?Słownik polsko@polski?.
Dziękuję Panu Profesorowi za rozmowę
Rozmawiała Katarzyna Bzowska