Nagrody ZPPnO za rok 2013
Nie wiem kto pierwszy wpadł na pomysł, by pisarzowi przyznać nagrodę. W pewnym sensie przez wieki czynili to możni tego świata, goszcząc na swoich dworach poetów piszących panagiryki „na cześć’. Można jednak spokojnie powiedzieć, że pomysł z nagrodami w sensie współczesnym narodził się pod koniec XIX wieku, a dwie z najbardziej znanych nagród – wspomniany już Nobel i francuska Nagroda Goncourtów, utworzone zapisami testamentowymi, przyznawane są od początku XX wieku.
Dziś nagród jest wiele. Być może nawet za wiele. Żyjemy w świecie wszelkiego typu list i rankingów, konkursów i nagród. Książki też zostały w to wszystko wciągnięte. Można odnieść wrażenie, że nagrody literackie mają odegrać przede wszystkim rolę marketingową, wypromować pisarza, który się dobrze sprzeda, a jego mniej lub bardziej „wielkie dzieło” da się przerobić szybko na produkcję telewizyjną lub – jeszcze lepiej – filmową. Ta sytuacja dotyczy także Polski. Jak oceniali Przemysław Czapliński i Piotr Śliwiński z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, u schyłku lat dziewięćdziesiątych XX wieku istniało w Polsce – według szacunkowych obliczeń – ponad sto konkursów i nagród, „czyli więcej niż wynosi roczny dorobek prozatorski na polskim rynku wydawniczym”. Ta obfitość nagród wynika zapewne z tego, że – jak twierdzi Oskar Stanisław Czarnik – „inicjatywa literacka jest przede wszystkim potrzebna samej instytucji, która ją podejmuje. Mecenat przynosi pożytek samemu mecenasowi”.
Wiele nagród ma krótki żywot i to z różnych powodów. Jeśli są to nagrody pieniężne, nie zawsze można znaleźć sponsorów. Czasem nie można zebrać odpowiedniego grona osób, które zechciałyby zająć się przeczytaniem znaczącej liczby książek i wybraniem z nich tych, które zasługują na wyróżnienie. Zdarza się też, że po prostu przestaje istnieć instytucja, która nagrody przyznawała. Tylko nieliczyne nagrody trwają przez lata.
W Polsce nie ma nagród literackich z tak długą tradycją, jak Nagroda Nobla, czy Goncourtów, które przyznawane są od ponad stu lat. Najstarszą jest Nagrody Polskiego PEN Clubu za przekład z literatury obcej na język polski, która po raz pierwszy została wręczona w 1929 r., a więc będzie w tym roku obchodzić jubileusz 85-lecia. Drugą zaś jest nagroda Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, przyznana po raz pierwszy w 1951 r. Obecnie nagród literackichprzyznawanych na emigracji przez polskie instytucje prawie nie ma. Zakończyły żywot nagrody paryskiej „Kultury” i londyńskich „Wiadomości”. Nie ma też nagród Oficyna Poetów i Malarzy, ani Katolickiego Ośrodka Wydawniczego „Veritas”. Wciąż, od 1962 r., nagradza pisarzy Fundacja im. Kościelskich z siedzibą w Genewie.
Przytoczone zdanie prof. Czarnika znalazłam w tekście omawiającym historię polskich nagród literackich, zamieszczonym na stronie internetowej Instytutu im. Mickiewicza. Profesor nie powtórzył tej opinii w Londynie, gdy w sobotę 1 marca br. odbierał nagrodę z rąk prezesa Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, ambasadora Andrzeja Krzeczunowicza.
Ale zacznijmy od początku. Tym razem jury Nagrody Literackiej w składzie: Andrzej Krzeczunowicz – przewodniczący, oraz Beata Dorosz, Nina Taylor-Terlecka, Aleksandra Ziółkowska-Boehm i ks. Janusz Ihnatowicz przyznało aż cztery nagrody w czterech różnych kategoriach.
Nagrodę za całokształt twórczości, ufundowaną przez Andrzeja Krzeczunowicza, otrzymał prof. Jerzy Roman Krzyżanowski, nestor polskiej nauki o literaturze w kraju i zagranicą. Urodzony w 1922 w Lublinie, uczestnik II wojny światowej w Szarych Szeregach i Armii Krajowej, więzień NKWD. Po studiach na Uniwersytecie Warszawskim wyjechał w 1959 r. do Stanów Zjednoczonych i mieszka tam do dziś. Był wykładowcą na University of California, a następnie na uniwersytetach w Michigan, Colorado, Kansas i Ohio. Łączy on pracę naukową w dziedzinie literatury polskiej i literatury porównawczej z twórczością literacką; obok tomów studiów i rozpraw (np. A Modern Polish Reader, Legenda Somosierry i inne prace krytyczne) napisał cykl powieściowy (Diana, Ariadna) oraz kilka innych powieści i tomów opowiadań. Osobny nurt twórczości stanowi literatura dotycząca II wojny światowej (m.in. Generał. Opowieść o Leopoldzie Okulickim, U Szarugi, międzynarodowa antologia Katyń w literaturze). Zainteresowania badawcze prof. Krzyżanowski dzieli między literaturę polską i amerykańską -. wydał po polsku biografii Ernesta Hemingwaya i po angielsku biografii Władysława Reymonta. Jak stwierdzili w werdykcie jurorzy, perspektywę jego badań najlepiej oddaje tytuł ostatniego tomu szkiców historycznych i literackich Widziane z Ameryki. Przez wiele lat prof. Krzyżanowski był czynnie zaangażowany w działalność w kręgach polonijnych (w 1976-87 przewodniczący Assosiation for the Advancement of Polish Studies, w 1977-80 przewodniczący Komitetu Planowania Północnoamerykańskiego Studium Spraw Polskich, w 1983-89 członek zarządu Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, od 1991 członek Komitetu Archiwum Wschodniego w USA), a ponadto jest członek wielu stowarzyszeń i towarzystw naukowych w Polsce, Europie, nie mogła przyjechać do Londynu i laudację odczytała Regina Wasiak-Taylor) i Stanach Zjednoczonych. Jak stwierdział w swej laudacji Aleksandra Ziółkowska-Boehm (niestety, laureat mógłby swym życiorysem obdarować kilka osób. Syn wielkiego literaturoznawcy, Julina Krzyżanowskiego, od dzieciństwa wychował się w atmosferze podziwu dla literatury. To właśnie ojcu zawdzięcza zafascynowanie twórczością Józefa Conrada.
Prof. Krzyżanowski nie mógł przylecieć do Londynu – ze względu na wiek, lekarz zabronił mu latać samolotem. W przysłanym podziękowaniu, które odczytał Janusz Guttner, laureat stwierdził: „w ideę naszego Związku, za to, że pozwala przekraczać granice, wierzę we wspólnotę, pomimo dzielących nas granic”.
Wojciech Karpiński, podobnie zresztą, jak i prof. Krzyżanowski, otrzymał nagrodę ZPPnO już po raz drugi. Dokładnie 30 lat temu nagrodzona została książka Wojciecha Karpińskiego Chusteczka imperatora. Nagrodzone obecnie Twarze to – jak podkreślił prezes Andrzej Krzeczunowicz w swojej laudacji – „dzieło w pewnym sensie autobiograficzne, to autobiografia całego pokolenia, które wychowało się w PRL, marząc o wyrwani się z dusznej atmosfery”. Kiedy wreszcie Wojciech Karpiński wyjechał na Zachód, zwiedza ten nieznany mu świat „krokiem niespiesznego przechodnia”, by użyć okreżlenia jednego z jego ulubionych autorów, Jerzego Stempowskiego. Stara się więc spotykać z pisarzami, którzy „znaleźli szczepionkę na zaczadzoną polszczyznę”, jaką posługiwano się w PRL-u. Twarze to zbiór esejów o ludziach, którzy byli dla Karpińskiego ważni, o tych których spotkał osobiście, jak Jerzy Giedroyć, czy Józef Czapski, ale też ludziach, którzy wywarli na niego wpływ z historycznego oddalenia, jak na przykład Stanisław Wyspiański.
Książka Twarze została przez jury wyróżniona Nagrodą im. Włady Majewskiej w kategorii najlepsza książkę roku 2012 dla pisarza polskiego mieszkającego poza krajem. Jak stwierdzono w uzasadnieniu, książka ta „nawiązuje do wcześniejszych tomów autora (m.in. Herb wygnania, czy Książki zbójeckie), ale jest chyba najpełniejszą rekapitulacją podjętych tam tematów i problemów”.
Wojciech Karpiński dziękując za nagrodę powiedział: „Łączy mnie z Andrzejem Krzeczunwiczem wiele. Od 1956 r. byłem słuchaczem Radia Wolna Europa. Zacząłem jej słuchać podczas wydarzeń w Budapeszcie. To był fakt zupełnie dla mnie przełomowy. Od tej pory wiedziałem, że gdzieś są ludzie, którzy prowadzą bój napowietrzny, by użyć słów Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Moja książka jest okazją, by podziękować ludziom, którzy w tym boju brali udział”. Jak powiedział, w swoim życiu zetknął się z pięcioma redakcjami. Pierwszą były londyńskie „Wiadomości”, które odwiedził podczas swej pierwszej podóży do Londynu w 1965 r. Drugą redakcja paryskiej „Kultura”. Następne dwie, to redakcje pism wydawanych w Polsce: „Tygodnika Powszechnego” i „Twórczości”. Wreszcie po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, który zastał go w Ameryce, związał się z założonymi przez Barbarę Toruńczyk „Zeszytami Literackimi” i pozostal im wiernym aż do dziś. Także jego najnowsza książka została wydane przez tę instytucję.
Nagrodę dla obcokrajowca za upowszechnianie kultury i literatury polskiej, ufundowaną przez Ninę i Józefa Janczewskich, otrzymał dr Charles S. Kraszewski (USA). Jak podkreślili jurorzy, laureat to szczycący się polsko-czeskimi korzeniami profesor-slawista, tłumacz na język angielski literatury polskiej, czeskiej, słowackiej, łaciny i greki.Przetłumaczył na angielski Dziady, część III Adama Mickiewicza; Nieboską komedię Zygmunta Krasińskiego, Odprawę posłów greckich Jana Kochanowskiego. Tłumaczył i publikował krytyczno-literackie teksty poświęcone m.in. Zbigniewowi Herbertowi, Witoldowi Gombrowiczowi, Czesławowi Miłoszowi, Stanisławowi Barańczakowi, i wielu innym poskim poetom i pisarzom. Jest autorem książki Polish 100. Polish Culture and Civilization, która została wyróżniona w Chicago przez National University Continuing Education Association. Wieloletni redaktor wydawnictwa PIASA, jest obecnie redaktorem kwartalnika „The Polish Review”, prestiżowego pisma adresowanego do amerykańskiego świata naukowego zainteresowanego Polską i szeroko rozumianymi problemami polskimi w różnych dziedzinach nauki i życia społeczno-kulturalnego.
Laudację napisał ks. Janusz Ihnatowicz, a pod nieobecność księdza-poety odczytał ją Janusz Guttner. „Brak znajomościi osiągnięć kultury i literatury polskiej jest faktem, nad którym ubolewamy i słusznie” – rozpoczął swoje ks. Ihnatowicz i dodał: „Wina jest nasza i instytucji, które powinny się tym zajmować”. Wynikłą z tego powodu lukę stara się wypełnić Charles S. Kraszewski, który tłumacząc dzieła wielkich polskich poetów, sam będąc poetą, potrafi dać odczuć czytelnikowi wielkość tych dzieł, a jest to sztuka, która nie wszystkim tłumaczom się udaje.
„Jeśli powiem, że brak mi słów, to nie jest to tylko frazes” – rozpoczął swoje podziękowanie dr. Kraszewski – „bo język polski jest dla mnie językiem wyuczonym. Wychowałem się w typowej amerykańskiej rodzinie, gdzie dominował język angielski, a o korzeniach przypominano sobie z okazji świąt. W moim przypadku były to tradycje słowackie. Polskiego uczyłem się sam. Trafiłem na wiersze Kazimierza Wierzyńskiego i byłem nimi tak zafascynowany, że napisałem tekst, który wysłałem do 'Polish Review’. Redakcja moją pracę odrzuciło. A teraz ja jestem tym, który odrzuca artykuły innych!” Jak stwierdził, dziękuje za nagrodę „w imieniu wszystkich, którzy ślęczą nad polskimi książkami ze słownikiem w jednej ręce i pudełkiem aspiryny w drugiej”.
Ostatnim przedstawionym na spotkaniu laureatem był prof. Oskar Stanisław Czarnik, autor monumentalnego dzieła W drodze do utraconej Itaki. Prasa, książki i czytelnictwo na szlaku Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich (1940-1942) oraz Armii Polskiej na Wschodzie i 2. Korpusu (1941-1946). Tytuł książki jest tak samo długi, jak i ona sama, ale nie jest to książka w żadnym przypadku nudna. Ma ona charakter prawdziwie pionierski i stanowi nieocenione kompendium wiedzy dla wszystkich, którzy interesują się sprawami 2 Korpusu i drogą Polaków przez sowiecką mękę. Nic dziwnego, że praca ta, wydana we wręcz mikroskopijnym nakładzie przez Bibliotekę Narodową, w której prof. Czarnik pracował przez 30 lat, jest już praktycznie biorąc niedostępna. A szkoda.
Jak podkreśliła w swej laudacji prof. Beata Dorosz, literatura przedmiotu w tej dziedzinie jest skromna, poza licznymi wspomnieniami. Książka prof. Czarnika charakteryzuje się tym, że jest tam zmasowana liczba informacji. Nie ma chyba, nawet najmniejszego wydawnictwa, do którego by autor nie dotarł. To książka naukowca, a nie eseisty. To książka o wysiłku łagierników, którzy przez piekło XX wieku szli do Polski. „To książka o wielkiej tęsknocie, o wielkiej wędrówce. Nie ma powrotu do Itaki, bo ona nie istnieje. Zostaje tylko sama wędrówka i to, co można zyskać w drodze” – zakończyła swoją laudację prof. Dorosz, podkreślając, że prof. Czarnik nie jest tylko suchym naukowcem, ale także ma żyłkę społecznikowską i wszystkich zaintersowanych bliższymi informacjami o nim odesłała do internetowej „Encyklopedii Solidarości”. Rzeczywiście: warto się z tą biografią zapoznać, a starczyłaby na osobny i równie długi artykuł jak i ten.
Prof. Oskar Czarnik ma niezwykłą umiejętność przemawiania. Nic dziwnego – ma za sobą wiele lat pracy dydaktycznej na wyższych uczelniach w Łodzi i Kielcach. No i wiedzę, a widać,że książka Powrót do utraconej Itaki powstała z potrzeby serca. Pisał ją już po przejściu na emeryturę. Jak powiedział, inspiracją do jej napisania był los ludzi sponiewieranych, łagierników, którzy potrafili stworzyć doborowe wojsko. Zafascynowało go to, że nie była to tylko armia, ale wręcz całe społeczeństwo, bo przecież z wojskiem szli cywile i dla nich trzeba było stworzyć odpowiednie instytucje, od szkół i szpitali poczynając, a na teatrze i prasie kończąc. Warte podkreślenia jest to, mówił prof. Czarnik, że właśnie w tamtych niezwykłych warunkach stworzono podstawy instutycji, które przetrwały lata na emigracji, a niektóre trwają do dziś. A odnośniki antyczne? Wydało mu się sprawą interesującą to, że właśnie w literaturze greckiej i rzymskiej opisywano losy ludzi, którzy stracili ojczyznę, tak jak nie jest przypadkiem, że dzieła greckie i rzymskie tłumaczyli emigracyjni pisarze, jak choćby Ignacy Wieniewski, a najważniejsza książka Józefa Wittlina nosi tytuł Orfeusz w piekle XX wieku.
Nagrodę dla prof. Oskara S. Czarnika ufundowała Hanna Reszczyńska-Essigman, która choć była na wcześniejszym Walnym Zebraniu Związku Pisarzy Polskich na Oczyźnie, ale spieszyła się, gdyż właśnie w sobotę opuszczała na zawsze wyspy brytyjskie, wracając do Polski. Czy to powrót do jej Itaki?
Wieczór laureatów nie mógłby się odbyć bez sponsorów. Tym razem była to Ambasada RP w Londynie i Irma Stypułkowska.
Katarzyna Bzowska, Dziennik Polski, 9 marca 2014 r.