maj 8, 2014
ZPPnORozmawiano po francusku, śpiewano po włosku. Tańczono po niemiecku, jedzono kolację po angielsku – pisał o warszawskich salonach, które rozkwitły przed powstaniem listopadowym, Bogdan Dziekoński, romantyczny prozaik, należący do tak zwanej Cyganerii artystycznej.
Do tego stwierdzenia można by dodać: „a konspirowano po polsku”. Tak było nie tylko w Warszawie, ale także w innych polskich miastach, gdzie właśnie w salonach kwitło życie artystyczne i polityczne.
Do jednego z takich ośrodków należał z pewnością Lwów. W początkach XIX stulecia było to miasto w gruncie rzeczy prowincjonalne. Przez lat przeszło pięćdziesiąt – pisał w pamiętniku Władysław Zawadzki – od chwili przejścia pod rządy austriackie, nie ma Galicja żadnego ruchu umysłowego, żadnej literatury. Lwów, małe miasteczko wojewódzkie, stawszy się stolicą prowincji, nie posiadał żadnych zgoła warunków, aby mógł być ogniskiem nauk i literatury. Nie było w nim ani tradycji akademickich, ani towarzystw uczonych, ani koronowanego mecenasa.
Ten zmarły w 1891 r. pisarz był z pewnością niesprawiedliwy, był być może nie sprawiedliwy, ale faktem jest, że dopiero w czasach autonomii po 1867 r. zaczął kształtować się nowy obraz miasta, taki, jaki przekazuje historiografia – miasta muzeów, teatrów, prężnego środowiska naukowego, miasta wielkiej literatury i wybitnych dokonań artystycznych, miasta urzekającego swą atmosferą, które pod koniec XIX wieku stało się, drugą po Krakowie, stolicą Młodej Polski.
Niemałą rolę w życiu artystycznym odgrywały salony. Jednym z pierwszych gospodarzy spotkań środowiska literackiego był Józef Dunin-Borkowski, wybitny znawca i tłumacz literatury antycznej, żyjący w pierwszej połowie XIX wieku, a później salony tworzyli m.in. Maria Pomezańska, malarka i pisarka polska, właściciela właścicielka majątków koło Krosna, dawni uczestnicy powstania styczniowego Mikołaj Stanisław Epstein, Franciszek Rawita Gawroński, a także ks. prałat Jan Gnatowski, znany pod pseudonimem artystycznym Jan Łada. Najznakomitszy salon stworzyła Maryla Wolska, poetka młodpolska – to w jej willi „Zaświecie” przy Kaleczej 5 zbierali się lwowscy poeci i artyści, m.in. Leopold Staff, Ostap Ortwin, Jan Kasprowicz, a później, z młodszego pokolenia – Jan Parandowski.
O tym niezwykłym miejscu i o uroczej pani tego domu pisał Ostap Ortwin: Ćwierć wieku temu Maryla Wolska należała do najściślejszego grona młodej […] polskiej poezji na gruncie Lwowa. Gościnny jej dworek na Zaświeciu pod Cytadelą […] stał zawsze na oścież otworem dla obrazoburczej garstki młodych poetów. Mieli oni tu oparcie towarzyskie po pracy i studiach, znajdując chwile rekreacji i umysłowej sjesty w długich, swobodnych i beztroskich pogawędkach, okraszonych iskrzącym się żartem i dowcipem. „Pani na Zaświeciu” była niezrównanym ich kolegą-rówieśnikiem, towarzyszem i przyjaciółką, a wraz z matką swą, Wandą Młodnicką zawsze niezawodną opiekunką, pełną ludzkiej życzliwości i dobroci.
W tym wspaniałym domu wychowało się pięcioro utalentowanych dzieci, trzech synów i dwie córki: Beata Obertyńska, poetka i prozatorka, w czasie drugiej wojny światowej wywieziona do Kazachstanu, autorka wspomnień z tego wygnania Z domu niewoli, oraz Lela Pawlikowska, która okazała się utalentowaną malarką.
Maryla Wolska zmarła 25 czerwca 1930 r. i została pochowana w grobowcu rodzinnym Wolskich i Pawlikowskich na Cmentarzu Łyczakowskim. Tej wspaniałej nekropolii, a także uroczystościom pogrzebowym znamienitych mieszkańców Lwowa, poświęciła szereg wierszy, które weszły do ostatniego wydanego przed jej śmiercią tomiku Dzbanek malin. Kilka z nich cytuje w książce poświęconej Cmentarzowi Łyczakowskiemu Stanisław Sławomir Nicieja.
I to właśnie profesor Nicieja był gościem Salonu Literackiego, który po raz drugi zagości w Ognisku Polskim 3 marca 2013 r. Profesor Nicieja, dobrze znany w Londynie, nie opowiadał o lwowskich salonach, ani o swoich podróżach po Kresach, a podął temat czysto literacki – mówił o kresowych bohaterach w literaturze – mitach, legendach i faktach.
Salony literackie często były miejscem debiutów poetyckich. Dominik Witosz ma debiut już za sobą, ale ten uczestnik „Warsztatów kreatywnego pisania”, które swego czasu w ramach Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie prowadziła Maria Jastrzębska, nie ma jeszcze na swym koncie zbyt wielu publikacji. Jego wiersze i piosenki prezentowane były podczas wieczorów organizowanych przez KaMPe (Koło Młodych Poetów). Tym razem kilka najnowszych jego wierszy przeczytał Janusz Guttner.
Nie zabrakło oczywiście dobrej muzyki. Gości witał grą na fortepianie dobrze znany londyńskiej publiczności Zbigniew Choroszewski. Na akordeonie grał wirtuoz tego instrumentu Bartosz Głowacki, student The Royal Academy of Music w Londynie, który pomimo młodego wieku ma już wiele osiągnięć artystycznych, a w 2009 r. otrzymał nagrodę Młodego Muzyka Roku i reprezentował Polskę na Eurovision for Young Musician Competition; finał konkursu odbył się w Wiedniu w 2010. W Wielkiej Brytanii występował m.in. w British Museum, Royal Festival Hall, Regent Hall, Purcell Room, Colston Hall w Bristolu.
Dodajmy, że przy sztalugach zasiadła kresowianka Janina Baranowska, malarka o ustalonej renomie, była kuratorka Galerii POSK-u, której baśniowo kolorowe obrazy zdobią nie jeden prywatny londyński salon. Wreszcie – do wspólnej kolacji zaprosił Robert Kusy, właściciel restauracji „Tatra”, znany z felietonów kulinarnych drukowanych na łamach „Tygodnia Polskiego”.
Katarzyna Bzowska