Ukazał się najnowszy tomik wierszy Izy Smolarek, zatutułowany „Obca”.
Poniżej recenzja Tomasza Wybanowskiego
Roztańczona dziewczyna skryta za wiktoriańskim krzesłem
z ust mi to wyjmij i ustaw się na straży
mojego akcentu, kiedy będę mówiła o nas miękko
/…/ z nocnych spacerów nie wracam już obca
Taka jest klamra zbioru wierszy Izy Smolarek opatrzonego tytułem „Obca”. Pierwsze dwa wersy wiersza „Dromadery” i końcowy werset „Wizyty” stanowią podsumowanie i zarys mapy odczuwania całego zbioru.
Dlaczego „odczuwania”? Poezja Izy Smolarek jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Mozaiki jej wierszy nie czyta się łatwo i to nie jest absolutnie zarzut. Wręcz przeciwnie. W zalewie tomików wierszy, które teraz każdy może wydać i wyekspediować do czytelników, znakomita większość jest idealnie bezbarwna i nijaka. Wersety i niby – metafory jak woda przeciekają przez sito zmysłów. Gdy lektura dobiega końca w głowie, a przede wszystkim w sercu czytelnika, nie zostaje NIC.
Inaczej jest z Izą Smolarek i jej opowieścią o stanach miłości w czasach zarazy. Cały zbiór utkany z dwudziestu siedmiu wierszy zmusza do skupienia, powrotów do lektury i deszyfracji metafor autorki przez osobiste kalki wspomnień i skojarzeń sytuacji, zdarzeń i rozmów samego czytelnika.
Podmiot liryczny poezji Smolarek, mimo statyczności uczuciowego stanu miłosnego, jest bardzo aktywny. Śpiesznie przemieszcza się po arenach dwudziestu siedmiu wierszy. Nerwowość liryczna bohaterki jest uzasadniona, kiedy scalimy ją z własnymi pytaniami o jakość, wartość i przyszłość stanu posiadania miłości, której jesteśmy odłamkiem:
/…/ spieszę się na linię która zatrzyma mnie
na rozsądną od ciebie odległość /…/ „Droga”
Mozaika uczuć, która tkana jest strumieniem miłości ograniczonej czasem przymusowych internowań i izolacji, zmienia się wielokrotnie:
nieprawda, że mi już na tobie nie zależy
i równie nieprawda, że trzymam za ogon
wszystkich mężczyzn, na których mi nie
zależy. /…/ „Wybory”
Czytamy te stany w formie zaprzeszłych i niezawinionych lamentów („Nic”), czy złości i irytacji podszytej chwilową rezygnacją (mistrzowski „Ruch” z wersem „ja też siedzę i piszę w kontrze”), z domieszką kobiecej żałości, która szlocha w poduszki niezrozumienia przykryta pledem odrzucenia. Nadzwyczajny, złożony ze staccato miłosnych zaduszek – wypominek „Urodziny”:
/…/ mówisz a ja czuję fail start albo inne
deja vu przysłaniam oczy wychodzę
poza kluczem do drzwi frontowych
nie mam innych przyjaciół nie wierzę /…/
Znajdziemy także zapis zmartwienia podsycanego troskami, które jak małe strugi zasilają ognisko tego stanu. Tutaj słów kilka o wierszu „Past” niemalże wyjętym ze skarbnicy baroku, pożegnalnym błysku dla starych historii, których mistrzem był Zbigniew Morsztyn:
/…/ od wczoraj siedzę na środku stołu
z okiem w kieszeni staram się nie płakać
nie ma się o co oprzeć to prawda /…/
Liryczne alter ego Izy Smolarek rozpisuje codziennym haftem zdarzenia z wplecionymi pierogami, fotografiami przepuszczonymi przez filtry, karmionych ptaków, kotów, które czasem przypominają odziane w biel pielęgniarki – siostry miłosierdzia (ego posłańcy złych wieści), klucze i drzwi frontowe, zielonych krzywizn butelek wina i wszechobecnego nety, ego cyberprzestrzeni.
Codzienny zapis miłosnych współrzędnych na osi rzędnych to jednak nie tylko wiersze. Z owej bieli, owej ciszy Milesa Davisa przenika niczym palimpsest machina refleksji bohaterki, której dwoistość („ze śliny, z ognia”) przywołuje niejednorodne wspominki i klisze przeszłości.
Kiedy ta wewnętrzna alter ego poetki siedzi skulona (czasem na środku stołu), leży w łóżku albo bojąc się kolejnych razów zwinięta w kłębek jest na wielkim wiktoriańskim krześle, na którym trwa przez większość poetyckiego spektaklu, w tym czasie za tym samym krzesłem ta cielesna alter ego poetki nuci, złoci się słońcem i zdaje się mruczeć niczym rozradowana kotka.
W zbiorku Izy Smolarek aż roi się od nadzwyczajnych, choć śmiałych metafor, które każą zastanawiać się dłużej (co jest dobre) w czytaniu poezji i proszą by je zestawić z fizycznością. Taka efektowna przenośnia otwiera wiersz „Ü” (umlaut):
rozdarłeś mnie na papier na kredę i kamień
otwartą dłonią która spadła z lustra wprost
w moje oczy w kilka chwil od niczego /…/
Takich niepowtarzalności z całym zbiorze „Obca” znajdziemy więcej niż wiele. Polecam uwadze czytelników szczególnie trzy wiersze, o których mógłbym rozpisać się i rozgadać na godziny. To utwory poetyckie, które odwołują się do naszego polskiego ducha i naszych charakterologicznych walet, ale i przywar. Oto ich tytuły „polska” (oryginalna pisownia), „Beata” i „Dorastanie”. Ten ostatni jak wystrzał powinien zabrzmieć w naszych sercach i duszach, albo jak ostrzegawcza syrena by nie popełniać wciąż błędów tych samych.
Zwracam także uwagę na cytaty z poezji Aleksandra Sławińskiego, które okalają cały zbiór Izy Smolarek. Ta poetycka korespondencja ma kilka wymiarów. Jakich? Odsyłam do lektury „Obcej”.
Tomasz Wybranowski