Salon Literacki, powołany do życia przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie, jest po Obiadach Literackich Małgorzaty Belhaven i Barbary Hamilton kolejnym, cyklicznym projektem, z którego dochód zasili konto Ogniska Polskiego. Nie tylko dla sztuki będziemy więc jego gośćmi, ale także, a może jednak przede wszystkim ? dla pomocy. Pomysłodawczynią Salonu jest sekretarz Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, Regina Wasiak-Taylor. Mówi o sobie, że jest ?działaczem literackim?. Takiego określenia użył w jednym ze swoich esejów Tymon Terlecki, a określa ono człowieka, który działa na rzecz popularyzowania literatury. Do Związku zaprosił ją około trzydziestu lat temu Józef Garliński, który potrzebował pomocy właśnie w organizowaniu życia literackiego.
Czym charakteryzował się będzie program Salonu?
? Powrotem do dobrej tradycji salonu literackiego, w których mówi się o sprawach istotnych w kulturze, poznaje nowe utwory pisarzy, słucha muzyki, utalentowanych śpiewaków i piosenkarzy, a nade wszystko pięknej polszczyzny. Żyjemy w coraz większym pośpiechu, gonimy za wszystkim: za pracą, najlepszą szkołą dla dziecka, nowoczesnym modelem telewizora czy komórki, zbywa nam na grzeczności, dobrych manierach? pośpiech nami rządzi. Pora wejść do salonu, zatrzymać się na chwilę, pomyśleć o rzeczach niepraktycznych, zapomnieć o codziennych kłopotach, odetchnąć i dostrzec ukryte piękno. Kiedyś w salonach literackich polskiej arystokracji było nie tylko elegancko, tam ścierały się różne racje, w dyskusjach formowały opinie, kształtowała moda, bowiem brali w nich udział ludzie należący do najwyższych sfer intelektualnych i towarzyskich. Nasz Salon Literacki w pewnym zakresie nawiązuje do tych najlepszych polskich tradycji, ale będzie też oddawał ducha współczesności, zwłaszcza koloryt lokalny. Uważam, że w polskim Londynie, który stał się w ostatnich latach całkiem dużym miastem (!), nie brakuje utalentowanych i robiących często błyskotliwe kariery rodaków, i tych chcemy w Salonie widzieć. Jego program to pomost rzucony między Londyn a Kraj. Z jednej strony chcemy prezentować to, co jest ciekawe, znane i dobre w kraju, a z drugiej to, co jest najwartościowsze wśród Polonii. Na inaugurację Salonu zaprosiliśmy znakomitego pisarza, korespondenta polskich mediów w Watykanie, Jacka Moskwę, prezesa Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich z pogadanką ?Laski: szczególne miejsce w kulturze polskiej?. (Nawiasem, w sobotę wygłosi on w POSK-u wykład ?Twarze katolicyzmu polskiego?.) Drugim gościem znad Wisły będzie wybijająca się śpiewaczka Magdalena Pilarz-Bobrowska, świetna odtwórczyni muzyki oratoryjnej, operowej i operetkowej. Z przyjemnością zapowiadam udział najwybitniejszego poety emigracyjnego, Adama Czerniawskiego, z nowymi utworami. Natomiast wiersze i piosenki młodszego pokolenia piszących, usłyszymy w pierwszym po latach kabarecie literackim ZPPnO. W Salonie nie może zabraknąć malarza. Barbarę Kaczmarowską-Hamilton zobaczymy przy sztaludze, a więc ?na żywo? w pracy nad portretem. Nie wiemy jeszcze kogo sportretuje, a ta zagadka fascynuje również organizatorów.
Zapowiadana jest kolacja
? Przygotowuje ją sławny wśród polskich szefów kuchni w Londynie, Robert Kusy. Zapowiada bogaty bufet z kaczymi udkami, kaszanką i blinami.
Czy zaproszenie do polskiego Salonu Literackiego ma być odpowiedzią na brytyjskie Obiady Literackie, które od kilku miesięcy odbywają się w Ognisku?
? Nie, niekoniecznie. Nawet nie myślałam o tym, aby wprowadzić cykliczny polski program, który by uzupełnił ?Obiady Literackie?, toczące się po angielsku w restauracji Ogniska. W gruncie rzeczy jednak tak właściwie się stało. Z pomysłem zorganizowania Salonu Literackiego nosiłam się od dawna, ale dopiero kiedy nad klubem Ogniska Polskiego zawisła groźba jego sprzedaży, natychmiast wystąpiłam z tym projektem. Ożywić program kulturalny klubu, wprowadzić stałą imprezę, naznaczyć miejsce do towarzyskich spotkań dla kilku pokoleń Polaków, przyciągnąć tych, którzy od lat nie pojawiają się na Exhibition Road, zainteresować nim młodych ludzi ? o tym myślałam. To idea, w którą wpisuje się również realizowany od miesięcy w Ognisku Polskim projekt ?Czytania wierszy znanych polskich poetów? przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Salon Literacki to jednak nie tylko program, to także określone wnętrze, wystrój? Pamiętam dwa salony w Londynie. Bogaty, wytworny salon u Szczęsnej Michałowskiej i biesiady pisarzy w skromnym domu na Colindeep u Czesława i Krystyny Bednarczyków. Jakże różne w treści i w formie sposoby mówienia o literaturze i sztuce. Stary i zabytkowy gmach Ogniska, jego stylowa sala teatralna na I piętrze, wymagały zachowania pewnej konsekwencji i harmonii. Miałam dużo szczęścia, ponieważ moim największym sojusznikiem okazała się Basia Zarzycka, chyba najbardziej znana polska projektantka mody w Wielkiej Brytanii. Poświęciła mu dużo czasu, talentu i energii, aby wykreować właściwy nastrój i elegancję, a jej pomysły będziemy realizowali w następnych edycjach spotkań, bo nie uda się wszystkiego od razu: kupić, uszyć, wymalować.
Domowe, prywatne salony literackie istniały w Londynie jeszcze w latach 90. i nosiły nawet charakter twórczy, bo funkcjonowało tutaj silne środowisko literacko-artystyczne, które nadawało rytm polskiej kulturze i pełniło rolę opiniotwórczą. Dzisiaj tego brakuje. Jak jest stan współczesnego, polskiego środowiska literackiego w Londynie?
? Oczywiście, że to środowisko było silniejsze, jeśli chodzi o nazwiska, pióra, książki, wydawnictwa, drukarnie. Spotkania, jakie się odbywały ze znanymi pisarzami przyciągały tłumy ludzi i wypełniały sale po brzegi, to prawda. W 1989 roku, kiedy Polska odzyskała niepodległość, ówczesny prezes Związku, Józef Garliński, rozpisał ankietę wśród członków ZPPnO czy zamknąć działalność organizacji, czy też dalej egzystować. Połowa uznała, że nasza misja się skończyła, a połowa, że trzeba nadal działać, ale może pod parasolem krajowej organizacji pisarskiej. Garliński był dość pesymistyczny, to był okres kiedy Związek wyraźnie się skurczył, ubywało starych pisarzy z liczącym się dorobkiem, natomiast dla drugiego pokolenia Polaków urodzonych w Wielkiej Brytanii literatura polska nie wydawała się atrakcyjną ? tak uważał, ale Związku nie zlikwidował. Dzisiaj byłby zdumiony, widząc, że organizacja powiększa się, młodzi interesują się naszą działalnością, przychodzą coraz liczniej na często przez nas organizowane spotkania, biorą udział w rozmowach. Z pewnością nie grozi nam koniec. W każdym razie jeszcze nie teraz.
Bardzo rzadko słyszymy o książce emigracyjnego pisarza. Jeśli ukazuje się coś nowego, to można być niemal pewnym, że będzie to Piotr Czerwiński z Irlandii. Parafrazując słowa piosenki Osieckiej: dziś prawdziwych pisarzy na emigracji już nie ma?
? Książek pisarzy, mieszkających poza krajem, wcale nie jest aż tak mało, chociaż prawdą jest, że temat literatury emigracyjnej czy polonijnej przestał być modny. Nie można też zapominać, że po 1989 roku pisarz polski, który przez lata mieszkał i tworzył na obczyźnie, zaczął jeździć do kraju i teraz woli tam wydawać. I to z kilku powodów: rynek czytelniczy jest większy, lepsza dystrybucja i promocja, a co niebagatelne: jest taniej. Wszyscy wydają w Polsce, prawie nikt nie wydaje w Wielkiej Brytanii.
Bo w Polsce można liczyć chociażby na solidną krytykę, jest zdecydowanie większa nadzieja na czytelnika, niż tutaj, gdzie co ambitniejsze osoby zainteresowane kulturą w ogóle z polonijnym środowiskiem niemal się nie zadają, sądząc że to, co może im zaproponować nie jest godne uwagi. Prawdziwy sukces to bycie odkrytym i czytanym w Polsce, albo na niwie brytyjskiej.
? Ale zdarzają się małe paradoksy. Związek Pisarzy powoli wraca do tego, co kiedyś robił, to jest do roli wydawcy. Wprawdzie od 1976 ukazuje się nasze pismo Pamiętnik Literacki, ale w ubiegłym roku wyszła książeczka mojego autorstwa, dokumentująca 60. lat Nagrody Literackiej ZPPnO, niebawem ukaże się tomik poetycki Mariusza Olbromskiego ?Róża i kamień?, którego jesteśmy współwydawcami. Jego autor mieszka w kraju, jest inicjatorem spotkań w Krzemieńcu i wielu wydarzeń poświęconych Kresom. Także Koło Młodych Poetów po dwóch latach działalności ma już spory dorobek, który warto wydać i planujemy to zrobić.
Czy istotnie Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie ma dzisiaj kogo reprezentować?
? Po pesymistycznej prognozie Józefa Garlińskiego z lat 90. nagle odezwali się do nas autorzy z różnych stron świata. W ubiegłym roku przyjęliśmy aż dziewięciu członków, w tym czworo z nich to poeci z Niemiec. Ich wiersze prezentujemy w XLII tomie Pamiętnika Literackiego. Mamy kontakt z polskimi autorami w Australii, polepsza się współpraca ze środowiskiem amerykańskim. Kilku naszych nowych członków pozyskaliśmy dzięki zaangażowaniu Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, która jest naszym niezrównanym ambasadorem. To prawda, że nie mamy literatów, którzy mają po dwadzieścia kilka lat, ale powiększa się średnie pokolenie twórców. Czy mamy kogo reprezentować? Krzysztof Głuchowski i Tomasz Łychowski z Brazylii nie raz wypowiadali się, że Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie jest potrzebny i ważny dla pisarza mieszkającego poza Krajem. Więź z pisarzami-seniorami, jak np. prof. Jerzym Krzyżanowskim z Chicago, ks. prof. Bonifacym Miązekiem z Wiednia może również o tym świadczyć. Wielu z nich szuka z nami kontaktu i publikuje w naszym półroczniku.
I na koniec: kwestia archiwum ZPPnO ? jakie będą jego losy?
? Uważamy, że organizacja, która żyje i działa powinna swoje archiwum trzymać u siebie i stale z niego korzystać. Interesuje się nim kilka osób i instytucji. W kalendarzu związkowym mamy już nazwiska polskich badaczy literatury, dokumentalistów i historyków, którzy chcą na jego podstawie pewne tematy opracowywać. Nasze archiwum nie jest duże, jego część pokażemy w 2016 roku, na wystawie z okazji 70. rocznicy działalności związku.
Rozmawiała Elżbieta Sobolewska
Dziennik Polski , 2 grudnia 2012
_________________________________________________________________________
Salony Literackie
Epoka poprzedzająca rządy Ludwika XIV to jedna z najsmutniejszych kart dziejów Francji. [?]W tej srogiej i twardej epoce, w atmosferze wojny domowej, która zmieniła Francję w wielkie obozowisko, wyrasta kwiat, który później rozwinie się wspaniale ? francuski ?salon?, francuska kobieta. I to jaki salon! Salon, w którym uprawia się szermierkę pięknych, wzniosłych uczuć, [?] rafinuje myśli, oczyszcza język.
Tak o początkach salonów literackich pisał Tadeusz Żeleński-Boy. Ma rację, że salon przeszedł do historii jako twór francuski, w którym narodziło się Oświecenie, ale powstał blisko sto lat wcześniej. Słowo salon, użyte zostało po raz pierwszy w 1664 r. we Francji, a pochodzi od włoskiego słowa salone, czy sali ? pomieszczenia, w którym spotykano się na rozmowy.
Pierwszy francuski salon został stworzony przez markizę Catherine de Rambouillet w pałacu noszącym imię tej rodziny, położonym w pobliżu Luwru. Wkrótce powstało szereg innych. We wszystkich dominowały kobiety ? Madelaine de Scudéry czy Madame de la Fayette. Nie zawsze były to kobiety ze sfer arystokratycznych. Ninon de Lenclos była słynną kokotą. Anegdota mówi, że gdy na miano zamknąć ją w klasztorze, by odpokutowała za grzechy, powiedziała, że wybiera franciszkanów, osławionych w owym czasie z życia, które trudno nazwać bogobojnym. Salony odwiedzali wielcy twórcy, jak Pierre Corneille, Blaise Pascalem, którzy czytali tam fragmenty swych dzieł. Książę Franciszek La Rochefoucauld w rozmowach i dyskusjach szlifował swoje ?Maksymy?. Niektóre z kobiet patronujących salonom, na przykład Madame de la Fayette, same pisały powieści.
Salony rozkwitły w XVIII wieku. Ich potęgę można porównać z dzisiejszą potęgą mediów. W tamtych czasach rozwój prasy ograniczała dworska i obyczajowa cenzura. Salony były od niej wolne. ?Wydawały? ustnie swój ?numer? i następnego dnia jego ?treść? obiegała miasto. ?Pisane? w salonach recenzje mogły zniszczyć twórcę lub wynieść go na piedestał. Tam też dyskutowano o sprawach politycznych. To salony, zwłaszcza te mieszczańskie, domagały się zmian w XVIII-wiecznej Francji.
Za ostatni największy przedrewolucyjny salon Paryża uchodzą spotkania w domu pani Necker, żony ministra skarbu Ludwika XVI. Nie był to salon arystokratyczny: Neckerowie nie byli Francuzami, ani katolikami, nie mieli arystokratycznego pochodzenia. Ci protestanccy Szwajcarzy, pomimo bogactwa, którego Necker dorobił się jako bankier, byli traktowani przez wielu Francuzów jako obcy. Nie przeszkadzało to jednak temu, by w ich intelektualnym salonie gromadzili się wielcy ówczesnego świata ? poeci, filozofowie, malarze i muzycy. Tam uczyła się sztuki konwersacji Minette, córka państwa Neckerów, późniejsza ambasadorowa de Staël, która do końca życia prowadziła salon i to bez względu na to, czy mieszkała w Paryżu, zamku Coppet, Weimarze, czy Petersburgu.
Rozkwit salonów przerwała rewolucja 1789 r. Powstały one na nowo w epoce napoleońskiej i właściwie przetrwały w niezmienionej formie do wybuchu pierwszej wojny światowej. Choć wywodziły się z tradycji dworskiej, były jakby przedłużeniem królewskich pokoi, to pełniły rolę ?pasa transmisyjnego? do szerszego społeczeństwa. Obok salonów arystokratycznych powstawać zaczęły salony mieszczańskie.
Salony XVII i XVIII wieku tworzone były przede wszystkim przez kobiety. To one były w centrum uwagi, to one wywierały wpływ na to, o czym się dyskutowało, kształtowały modę i gust. W XIX wieku, choć nadal szereg salonów prowadzonych było przez kobiety -Juliettę Recamier, George Sand, czy (nieco później) księżnę Matyldę Bonaparte, to powstały też zgromadzenia czysto męskie, nie nazwane salonami, a raczej obiadami. Bywali na nich bracia Goncourtowie, Gustaw Flaubert, Emil Zola, a na przełomie XIX i XX wieku Marcel Proust. Nadal miały być to spotkania poświęcone głównie sztuce. Proust, który życie salonowe fikcyjnej księżnej Guermantes opisał w swej wielotomowej powieści, domagał się, by podczas spotkań nie dyskutować o polityce.
Nie zawsze konwersacja w salonach była błyskotliwa. Działo się tak zwłaszcza wtedy, gdy salon należał do kobiety, która pretendowała do bycia wielką damą. Goncourtowie w ?Dziennikach? opisują taki właśnie salon u słynnej aktorki Lii Felix: Towarzystwo wpierw się sobie przygląda, potem rozmawia. Odgłosy z tego prowincjonalnego miasteczka, jakim jest teatr. Sztuka, która jest w próbach, którą się będzie grało w przyszłym tygodniu [?] Kolacja doskonała, wyszukana, trufle, dania obmyślone, świetne wina. Przechodzimy na cygara do saloniku obok. I tu wielka rozmowa między mężczyznami o chorobach szpiku pacierzowego, rozmowa okropna, żywy szpital, przy czym każdy wygląda jakby się obmacywał [?] Ten świat, obecnie świat wielkiego teatru, jest równie nudny, jak dobre towarzystwo. Kobiety chcą być jak należy, i duszą się pod przymusem, niby w moralnym gorsecie; nieznośne zaś w mężczyznach jest przekonanie, że ich teatr to literatura.
Polska specyfika salonowa
Za pierwszy właściwy salon literacki uznaje się obiady czwartkowe, czyli popołudniowe biesiady literacko-naukowe organizowane przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.. Była to kontynuacja spotkań o podobnym charakterze, organizowanych przez Adama Kazimierza Czartoryskiego w Pałacu Błękitnym. Obiady czwartkowe organizowane były regularnie co tydzień. W odróżnieniu od nich paryskich salonów gromadziły wyłącznie mężczyzn. Okoliczność ta podobno ułatwiała podejmowanie poważniejszych dyskusji politycznych i naukowych, swobodniejszą konwersację oraz lekturę frywolnych wierszy. Ich nieoficjalnym prasowym organem były Zabawy Przyjemne i Pożyteczne.
Z czasem poziom dyskusji znacznie się obniżył. Pisał o tym złośliwie Kajetan Węgierski:
A uczone obiady? Znasz to może imię?
Gdzie polowa nie gada a połowa drzymie,
W których król wszystkie musi zastąpić ekspensa,
Dowcipu, wiadomości, i wina, i mięsa.
Król znalazł grono naśladowców. W Puławach salon stworzyła Izabela Czartoryska. Spotykano się też w domach bogatych mieszczan, gdzie tylko okazjonalnie zajmowano się sprawami sztuki, a najczęściej spotkania te miały charakter czysto towarzyski.
Obiady czwartkowe upadły wraz z Pierwszą Rzeczpospolitą. Salony odrodziły się w Księstwie Warszawskim. Najbardziej znane były salony w domach Ignacego Sołtyka, Marcina Badeniego i Tadeusza Mostowskiego, gdzie zbierało się Towarzystwo Iksów, czyli krytyków literackich. Po Kongresie Wiedeńskim Wincenty Krasiński, nawiązując do tradycji obiadów czwartkowych, co czwartek otwierał swój dom dla literatów. Młodzi artyści mieli możliwość przedstawienia swej twórczości, a klasycy mogli spierać się z romantykami. To właśnie salon u Krasińskiego, na którym bywali m.in. Julian Ursyn Niemcewicz, Seweryn Gaszyński, Kajetan Koźmian, posłużył Adamowi Mickiewiczowi do skonstruowania sceny ?salonu warszawskiego? w ?Dziadach?. Sam poeta nigdy tam nie był. Salon Krasińskiego upadł, gdy najznamienitsi bywalcy opuścili hrabiego, protestując przeciwko jego postawie politycznej.
Salony odgrywały ważną rolę w okresie rozbiorów. Sprzyjały poruszaniu zakazanych przez cenzurę tematów i czytaniu utworów, które nie miały szansy, by ukazać się w druku. Były to jednak zgromadzenia głównie organizowane przez mężczyzn lub przez małżeństwa. Z kobiet do historii przeszła Jadwiga Łuszczewska, znana pod pseudonimem Deotyma, która od 1870 r. prowadziła salon literacki w mieszaniu przy ul. Marszałkowskiej 153 (róg Królewskiej) w Warszawie. Ona również, kontynuując z jednej strony salon swoich rodziców, podczas których nie tylko czytano utwory, ale także wystawiano sztuki teatralne, m.in. ?Fausta? Goethego, nawiązywała do tradycji stanisławowskiej, organizując ?czwartki literackie?.
Co zostało z salonowej tradycji?
Salony sprzyjały sztuce konwersacji, rozwojowi krytyki i polemiki literackiej. Jako że (poza Polską) prowadzone były głównie przez kobiety, które w czasach, gdy w życiu publicznym nie było dla nich miejsca, tam mogły rozwijać swe talenty, sprzyjały faworyzowaniu niektórych gatunków literackich, m.in. poezji miłosnej.
Salony powstały w czasach, gdy kobiety nie odgrywały ważnej roli w życiu publicznym. One były centralnymi postaciami wielu salonów. One nie tylko przyjmowały w wybrane dni tygodnia, ale też ustalały listę gości i tematy, które miały być dyskutowane. Często też pełniły rolę mediatorów podczas dyskusji.
Wraz z wchodzeniem kobiet do życia publicznego zapotrzebowanie na świat salonów, ten specyficzny wszechświat kobiet zniknął. Powstały też inne miejsca, w których spotykano się, by dyskutować. Rolę salonów pełnić zaczęły kawiarnie i kluby, restauracje i redakcje pism literackich. Była to kontynuacja nie tylko salonów, ale i angielskich coffeehouse?ów, tak rozpowszechnionych w XXVII i XVIII wieku na Wyspach. Krakowska ?Jama Michalikowa?, warszawska ?Ziemiańska?, czy kawiarnie Dzielnicy Łacińskiej, w których przesiadywał Jean Paul Sartre w otoczeniu egzystencjalistów, to przykłady salonów, które zmieniły ?miejsca zamieszkania?.
Salony nie zniknęły. Do dziś mówi się, z pewną nutką pogardy, o ?salonach?, często jako synonimie ?warszawki? ? snobistycznej, elitarnej, odrzucającej przybyszy z prowincji. Salony to miejsca, w których kształtują się opnie o innych, intryguje, prowadzi podjazdowe wojny. Coraz rzadziej to miejsca wymiany myśli, dyskusji o sztuce i literaturze.
Zniknęły natomiast polskie salony na emigracji. Nie ma nikogo kto kontynuowałby salony Wielkiej Emigracji francuskiej, ani też emigracji powojennej w Wielkiej Brytanii. O tych ostatnich wiem stosunkowo niewiele. Czasem bywałam w salonie państwa Michałowskich, gdzie ?teatr domowy?, w którym występowali znakomici aktorzy emigracyjni, a z czasem też z Polski, przeplatał się z dyskusją i znakomitą kuchnią. Wiem, że spotkania literackie odbywały się w domu państwa Bednarczyków, twórców Oficyny Poetów i Malarzy. Przez jakiś czas prezesi ważnych organizacji spotykali się na kolacje, by dyskutować o Polsce przemian. Warunek tych spotkań był jeden: kobietom wstęp wzbroniony. A więc pozostały dla mnie zamknięte. Czy był to zresztą salon? Czy były gdzieś jeszcze salony?
Znakomitym salonem, jeśli chodzi o wystrój, może być ?Ognisko Polskie?. Równie ważne, jak rozmowy, jest bowiem wystrój wnętrza. Dawne salony były wzorcami elegancji i dobrego smaku. Juliusz Goncourt w styczniu 1857 r. zanotował: Rozglądam się po moim salonie i myślę sobie, że człowiek nie rodzi się ze smakiem, ale się go uczy. Smak wymaga edukacji i ćwiczenia, to dobry nawyk. Kiedyś odbywały się tam ?salonowe? spotkania, organizowane przez Anglo-Polish Conservative Society, m.in. z Margaret Thatcher, czy Cecilem Parkinsonem. Obecnie do tej formy spotkań powróciła Barbara Kaczmarowska Hamilton, organizując przy współpracy grona bardzo zaangażowanych (głównie pań) osób lunche i kolacje z intersującymi ludźmi. Nie są to jednak salony literackie. Te ostatnie zamierza wskrzesić i to w najbliższym czasie Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Czy będą cieszyć się zainteresowaniem?
Katarzyna Bzowska