Ks.prof. Bonifacy MIĄZEK (Austria)
„ZIARENKA CZASU” WYROSŁY OBIECUJĄCO
Niezbyt często spotyka się debiuty poetyckie tak dojrzałe, tak naznaczone szerokością widzianego świata, i to świata skąpanego w barwach codziennych, dotykalnych i zwykłych, debiutu tak naznaczonego wysoką rangą dyspozycji twórczych, jak to ma miejsce w zbiorku wierszy Aleksego Wróbla Ziarenka czasu. Tomik bardzo starannie wydane, ze wstępem Ewy Lewandowskiej-Tarasiuk, podzielony na kilkanaście lirycznych działów, liczy 102 utwory dojrzałe, naznaczone barwami wyciszonej jesieni, jesieni ciepłej i bliskiej. Chociaż nie tylko.
Wiersze czytałem z dużą wewnętrzną satysfakcją. Na znakach doświadczeń z życia poety odnajdywałem własne ścieżki powiązań, własne przeżycia, które teraz fermentowały przypływem wspomnień, porównań, wewnętrznej aprobaty. Te wiersze uczą dostrzegać rzeczy i sprawy zwykłe. Nie ma w nich ani dociekań, ani odpowiedzi na wielkie wydarzenia dziejowe. Ich tematyczna membrana opowiada świat chwilami taki mały, maciupki/ściśnięty do sześcianu/Sufit, podłoga, cztery ściany (Mój świat). Właśnie ten świat, w którym żyjemy, powszedni i aż tak spowszedniały, że prawie nijaki i nieważny. Ale czy naprawdę nieważny? W poezji przecież, w każdej dobrej poezji nie ma miejsca dla tematów nieważnych. Takich miejsc nie znajdujemy również w tym tomiku.
Przyznam się ze wstydem, że otwierając zbiór wierszy Aleksego Wróbla nie znałem nazwiska tego poety. Notatka biograficzna na odwrocie okładki informowała: wodnik z duszą obieżyświata. Niepoprawny optymista i marzyciel. Wierzy w miłość. Niewiele. Zupełnie jak w ogłoszeniu matrymonialnym. Humorystycznie można byłoby jeszcze dodać szuka partnerki bez nałogów. Chociaż i to nie. Bo dalej: posiadacz technicznego dyplomu i kochanej rodziny. Telefon do Londynu i rozmowa z Reginą Wasiak-Taylor przyniosła trochę informacji, między innymi tę, że wiersze poety były zamieszczane w naszym „Pamiętniku Literackim”, gdzieś od roku 2005. No właśnie, Krystyna Bednarczyk wiedziała dobrze, co i kogo należy drukować.
Wracam jednak do Ziarenek czasu. Prawie wszystkie zamieszczone tu wiersze noszą u dołu datę swojej „dojrzałości” – miesiąc i rok. Najwięcej z roku 2006, bo naliczyłem ich aż 38. Rozrzut wymienionych wierszy w sensie kalendarzowym nie jest zbyt duży, obejmuje lata 2005 – 2010.
Na tym opisie bibliograficznym (może tylko przerysowanym oceną) można byłoby powoli kończyć. Nie zrobię tego, aby nie wyrządzić krzywdy poecie, ale i samemu nie być posądzonym o unikanie rzetelnego oglądu tej liryki. Recenzent bowiem musi uwiarygodnić swoją opinię. Nie wystarczy napisać, że wiersze te naznaczone są „wysoką rangą dyspozycji twórczych”. Trzeba to udowodnić. Trzeba przywołać niektóre fragmenty wierszy, opatrzyć interpretacją, dopuścić do współudziału drugiego czytelnika – w tym przypadku czytelnika recenzji, i jego przede wszystkim przekonać „o wysokiej randze”, o artystycznych walorach tekstu.
Zanim sięgnę po cytaty, kilka uwag o charakterze ogólnym.
Tematyka tych wierszy, jak to już zwykle bywa w wyborach z kilku lat, jest zróżnicowana. Można ją określić jako pewnego rodzaju uniwersum liryczne poety, jako kronika poszczególnych doznań i przemyśleń, zapis jego radości i lęków, jego widzenia świata. Ich adresatem jest czytelnik, który posiada pewną wiedzę literacką, zna podstawowe kanony współczesnej poezji, który potrafi podążyć za autorem w jego odwołaniach kulturowych i pokoleniowych, w jego upodobaniach stylistycznych, ale też w licznych nawiązaniach do historii najnowszej.
Ponieważ wiersze Wróbla dostarczają szerokiego materiału porównawczego, dokonam pewnego wyboru, omówię, a właściwie dotknę jedynie (na uniwersyteckie syntezy przyjdzie z pewnością czas, jeżeli tylko Ziarenka wykiełkują nowymi tomikami, a tego szczerze życzę) kilku zaledwie nurtów tematycznych. Zasygnalizuję przede wszystkim motyw wspomnieniowy, podstawowy chyba motyw literacki w każdej twórczości, a potem niektóre warsztatowe cechy jego poetyki. Będę również dotykał wybranych warstw stylu, gdyż każdy utwór ma odrębne zamiary ekspresyjne, które nie zawsze układają się obok siebie i nie zawsze też pozostają na płaszczyźnie tej samej frazeologii, spostrzeżemy w cytowanym dalej utworze Marzyciele, gdzie ostatnia strofa przynosi temat oddalony zupełnie w innym kierunku od strof początkowych.
Jednym z ciekawszych wierszy, a tutaj może mieć on charakter wprowadzający w problematykę liryki wspomnieniowej, jest wiersz Noc majowa, juwenaliowa. Oto jego fragment:
Czy jeszcze istnieje ta drewniana ławka w Parku Jordana?
Ta ławka, co gościła dziewczynę i chłopaka w majową,
juwenaliową noc.
To była piękna dziewczyna. Opalona, z ciemnymi lokami,
w rudej irchowej kurtce. To był pełen życia chłopak,
szarooki, w pożyczanych wranglerach, w swetrze koloru morskiej
toni. Opuścili rozpląsaną brać, by we dwoje nasycić się
wzajemną fascynacją.
Ta ławka słyszała ich szepty.
Słyszała westchnienia, zaklęcia, wyznania, słowa tkliwe, czułe,
żarliwe. A jeśli tej ławki już nie ma?
To są drzewa. Czterdzieści lat dla drzew, to nie jest wiele.
W przytoczonym fragmencie odczytujemy wyprawę autora w młodzieńczy, odległy już świat. Słownictwo zwyczajne, aby nie powiedzieć banalne i oklepane. Noc majowa, park, drewniana ławka, a w dalszych wersach nawet księżyc. Zdawałoby się od początku do końca zużyte rekwizyty, powielane już na milionowe sposoby w liryce erotycznych wyznań. Czy nie tak? I zaraz muszę sobie zaprzeczyć. Bo to zwyczajne słownictwo zostało ubogacone autentycznym potwierdzeniem pamięci, nasączone mocnym kolorytem opisu wydarzenia ważnego, wydarzenia, które niepodzielnie zrosło się z nami, co już niesiemy w sobie jako prawdę ludzką, nieraz świętą, innym razem rozpaczliwą lub brutalną. Ta pamięć żyje w nas. Ona ożywia teraz tamte obrazy. Wszystkie. Nawet te, które bolą.
Przywoływany czas przeszły dokonany, wspomnienia, wyprawy do Ziemi Wczoraj są lirycznym bagażem każdego poety. Aleksy Wróbel nie jest wyjątkiem, czy jakimś szczególnym wyróżnieniem. Lecz w tej liryce napotykamy coś, co go wyróżnia. To przede wszystkim dobre opanowanie warsztatu. Opanowanie w bardzo szerokim zakresie.
O słownictwie autora, o słowach wziętych z obiegowego języka powiedziałem już sporo. Jedną z wielu cech wyróżniających Wróbla, o której chciałbym teraz napomknąć – jest temat. Temat suwerenny, wypowiedziany w tonacji logicznej, słyszalnej, łatwo sprawdzalnej w percepcji. Temat, a nie kopczyk retoryki-bełkotu. Drugim znakiem wyróżniającym jest dążenie, aby zmieścić maksimum treści w minimum słów (ukłon w stronę Przybosia), co przynosi w rezultacie świeże, naprawdę świeże i rozrastające się semantycznie obrazy w odbiorze tekstu.
Wyróżniającym walorem wierszy z Ziarenek czasu jest również treść. Jaka? Ogólnie określiłem ją jako uniwersalną, a więc szeroką, obejmującą gęsto zestawione przeżycia ostatnich lat z własną biografią, z biografią przemieloną w ciemnych młynach niedawnych dziejów. Na tym miejscu muszę dodać, że wiersze poety to nie tylko wypogodzone niebo jesieni i miłości (co prawda ona przepływa przez tomik najszerszym nurtem motywów), ale odczytujemy tu również pytania o kierunek naszego życia czy warto mieszkać tak daleko od Wisły/Czy cena dystansu nie jest zbyt wysoka? (Dobre miejsce). I czy przypadkiem nie pogubiliśmy własnych dróg. Pytania jakie stawia sobie każdy myślący człowiek, kiedy musi potwierdzić, że nie każde złoto co się świeci, że może należało inaczej, albo kiedy napadnie nas strach przed jutrem, strach małej muszki, aby zły wiatr nie zaniósł nas do krainy pająków (Wierszyk dla dorosłych).
Owa kraina, to nie tylko jeden z charakterystycznych skrótów stylistycznych, tak gęsto napotykanych tutaj, to również, a właściwie przede wszystkim – metafora o szerokich obszarach zła. Zła, które wychyla swój łeb wszędzie tam, gdzie jest człowiek.
Wiersze jakie weszły do zbioru Ziarenka czasu otwierają oczy na wiele spraw ważnych, spraw wstydliwych o których wiemy, ale wolimy milczeć. Takich utworów jest tu sporo: Pojęcie pionu, Myślisz, że dużo wiesz, Rachunek sumienia, Ciernista kopia świata, Dlaczego?, Wystarczy wiedzieć oraz spora garść innych jeszcze tytułów. Wszystkie one wyrażają niepokój i dezaprobatę dla naszego porządku życia zbiorowego. Są poniekąd lustrami, w których odbija się zakłamanie polityczne, egoizm społeczeństw i jednostek, ślepe zapatrzenie we własne kariery. Duże wrażenie robi w tym dziale utwór Marzyciele. Gorzki w swojej puencie, miejscami nawet sarkastyczny, wiersz o naszej generacji. Boli, bo tyle w im prawdy:
Byli, są i będą.
Fantaści, poczciwscy, co wierzą w możliwość
przemiany człowieka na lepsze.
Zakładają, że można mu stępić pazury
i wyrwać kły.
Byli, są i będą.
Naiwni humaniści. Pełni wiary i dziecinnej ufności
w potencjał dobra drzemiący w ludzkich sercach.
Oj, wy wszyscy marzyciele.
Jesteście pełni nieświadomej pychy!
Chcecie poprawić dzieło Stwórcy?
Wy, sami będący jego dziełem.
I Ty, nasz umiłowany.
Cześć Ci i chwała za miłość, wiarę i upór.
Odszedłeś z nadzieją, że dzieło dokonane.
Pozostawiłeś nam błogosławieństwo z miliona słów.
Zapamiętaliśmy jedno.
Kremówki.
Zakończenie nieoczekiwane. Potęguje opór i boli. Zarzut, że z miliona słów papieskich zapamiętaliśmy kremówki jest niesprawiedliwy. Świętokradcze targnięcie Wróbla na sacrum narodowej dumy? Spokojnie. Przeczytajmy raz jeszcze ostatnią strofę, zwłaszcza zakończenie: z miliona słów./Zapamiętaliśmy jedno./Kremówki. Czasownik dokonany zapamiętaliśmy (z przedrostkiem „za”), użyty w liczbie mnogiej włączą również autora w nasz narodowy marazm. Ostra inwektywa zostaje więc złagodzona, jawi się teraz jako konfesyjne wyznanie wspólnego mea culpa. Niemniej jednak w pamięci czytelnika zostało, że tak mało nosimy w sobie z nauki świętego papieża. I czy nie tak? Musimy przyznać poecie rację. Papieski, proroczy krzyk w stronę nieba i polskiego narodu Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej Ziemi jeszcze goni nas po obcych drogach, z którymi nie zawsze umiemy sobie poradzić. Wystarczy zresztą popatrzeć na naszą scenę polityczną. Według wszelkich definicji konstytucyjnych i socjologicznych – politycy są wybierani przez naród. Są jego reprezentantami. Czy na pewno? A jeżeli tak, to musimy z goryczą przyznać rację poecie, że z przekazów św. Jana Pawła II zostało nam niewiele.
Czas zamknąć tomik Aleksego Wróbla. Zamykam go stwierdzeniem, co uczyniłem już na wstępie, teraz raz jeszcze powtarzam: Ziarenka czasu to debiut wyjątkowo dojrzały i nieczęsty na naszym emigracyjnym widnokręgu literackim. Autor wierszy prezentuje własny styl. Umie w sposób prosty i artystyczny równocześnie nazywać językiem codziennym codzienne sprawy naszego życia. Nie ma tu wystawionych na siłę poetyckich dekoracji. Słowa mają dobrze wykorzystaną pojemność znaczeniową, są nasycone prawdami ogólnymi i zawsze połączone z podtekstem ludzkich doświadczeń. Zaletą tych wierszy jest stylistyczny skrót, niedopowiedzenie, aluzja. A nade wszystko bardzo ciekawe rozwiązania liryczne dodające tym tekstom dojrzałości i głębi w zamyśle artystycznym. Ziarenka czasu wyrosły dorodnie i obiecująco. Autorowi trzeba życzyć częstszych wydań dalszych tomów, bo jedynie wtedy zaistnieje w świadomości społecznej jako twórca znany i ceniony.
A. Wróbel, Ziarenka czasu. Kolekcja poetycka, Warlingham 2011, ss. 136.