W czwartek 10 marca o odbyła się projekcja filmu o Zbigniewie Herbercie. Po filmie zatytułowanym „Herbert. Barbarzyńca w ogrodzie” o przyjaźni z Katarzyną i Zbigniewem Herbertem opowiadała Magdalena Czajkowska.
Psia dola poety
… pozostało nam tylko miejsce przywiązanie do miejsca
jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic
piszę tak jak potrafię w rytmie nieskończonych tygodni
poniedziałek: magazyny puste jednostką obiegową stał się szczur
wtorek: burmistrz zamordowany przez niewiadomych sprawców
środa: rozmowy o zawieszeniu broni nieprzyjaciel internował posłów
nie znamy ich miejsca pobytu to znaczy miejsca kaźni
czwartek: po burzliwym zebraniu odrzucono większością głosów
wniosek kupców korzennych o bezwarunkowej kapitulacji
piątek: początek dżumy sobota: popełnił samobójstwo
N. N. niezłomny obrońca niedziela: nie ma wody odparliśmy
szturm przy bramie wschodniej zwanej Bramą Przymierza {…]
cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci
najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady
i tylko sny nasze nie zostały upokorzone
„Raport z oblężonego miasta” Zbigniewa Herberta czytałam wiele lat temu, wkrótce potem, gdy ukazał się, wydany przez Instytut Literacki w Paryżu, czyli mówiąc inaczej „Kulturę”. Tytułowy wiersz słyszałam później kilka razy. Wiersz ważny dla mojego pokolenia, oddający stan ducha mojego i moich rówieśników po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Za każdym razem słysząc go, coś ściska mnie w gardle.
W zeszłym tygodniu odbyła się w POSKu projekcja filmu dokumentalnego „Herbert. Barbarzyńca w ogrodzie”. I nagle z ekranu popłynęły słowa tego wiersza. Jakże nabrał on nowej aktualności! To przerażające, że prawdziwi barbarzyńcy znowu dewastują miasta.
To piękny film. O poecie i jego twórczości opowiadają ci, którzy znali go, przyjaźnili się z nim, podziwiali, kłócili się. To opowieść o człowieku, który potrafił przez całe życie pozostać wierny swoim ideałom. Miał wewnętrzną busolę pozwalającą mu przejść przez trudne lata stalinowskie, a także później przez różne zakręty historii. Nic dziwnego, że w Polsce podziwiany był jako niezłomny.
Mówiąc o Herbercie podkreślano, że był szarmancki, uwodzicielski, potrafiący swym urokiem zjednać sobie zarówno kobiety jak i greckich górali. Wesoły, roześmiany, gotów do żartów i psot. Ale była też druga ciemna strona jego osobowości. Potrafił ranić nawet najbliższych, awanturować się bez specjalnego powodu, obrażać i wyładowywać swój gniew na otoczeniu. Wpadał w depresję, z której ciężko było go wyciągnąć. Z nałogów – papierosów i alkoholu – wyciągnąć go było jeszcze trudniej. Obok wspomnień i fragmentów wywiadów, jakie Herbert udzielał, z ekranu popłynęła poezja zarówno w języku polskim, jak i w tłumaczeniach.
To film nostalgiczny, pokazujący przede wszystkim literacką stronę Zbigniewa Herberta, przy tym z przejmującą muzyką i świetnie prowadzoną kamerą. Realizatorom udało się niemal w ostatniej chwili porozmawiać z tymi, którzy w ostatnich latach odeszli, m.in. siostra poety Haliną Herbert–Żebrowską, Adamem Zagajewskim i Wojciechem Karpińskim.
Po projekcji tego 90-minutowego filmu o podróżach z poetą opowiadała Magdalena Czajkowska. Jak powiedziała, Herbert dla niej i jej męża, również Zbigniewa, był przede wszystkim przyjacielem. Spotykając się z nim czy podróżując nie zastanawiali się nad tym, że mają do czynienia z wielkim poetą, o czym oczywiście wiedzieli. Rozmowa z panią Magdą była znakomitym przybliżeniem sylwetki poety, sprowadziła go z wyżyn Olimpu na ziemię.
W domu państwa Czajkowskich Zbigniew Herbert miał specjalnego przyjaciela. Był nim pies o swojskim imieniu Burek. Między poetą i psem zawiązało się wyjątkowe porozumienie. Otóż pies miał czasem złe dni: wpadał w melancholię. Wtedy trzeba było trzymać go za łapę i pocieszać. Mam wrażenie, że pani Magdalena i jej mąż potrafili „trzymać za łapę” i pocieszać poetę, gdy nie potrafił sam rozpędzić smugi cienia.
Zbigniew Herbert to jeden z niedoszłych polskich noblistów. Są tacy, którzy do tego grona dorzucają tych, którzy zginęli w czasie wojny, przede wszystkim Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Dla innych na Nobla zasługiwał rówieśnik Herberta, Tadeusza Różewicza. Tych dwóch poetów piszących w odmiennej stylistyce łączyło zainteresowanie sztukami plastycznymi, podziw dla starych mistrzów pędzla. Nie warto się spierać o to kto lepszym poetą był i bardziej zasłużył na Nobla. Lepiej poezję czytać i odnajdywać w niej wciąż aktualne treści, choć wolałabym, aby nie była to apokaliptyczna wizja rzeczywistości jak w „Raporcie z oblężonego miasta”.
Niech żałują ci, którzy na ten wyjątkowy wieczór nie przyszli. Było nas niewielkie grono, ale tym swobodniejsza i ciekawsza była rozmowa po filmie. Dzięki za to Związkowi Pisarzy Polskich na Obczyźnie, a przede wszystkim Reginie Wasiak-Taylor, której Walne Zebranie powierzyło pełnienie funkcji prezesa na kolejne dwa lata, za to, że dane mi było ten film obejrzeć. I dzięki pani Magdalenie Czajkowskiej za pokazanie Herberta nie stojącego na pomniku, ale wyciągającego rękę do psa. Słowa uznania należą się przede wszystkim twórcom samego filmu – reżyserowi Rafaelowi Lewandowskiemu i autorowi scenariusza Andrzejowi Franaszkowi. Ten ostatni to autor dwutomowej (każdy po 600 stron) biografii Zbigniewa Herberta. Przeczytałam. To wyjątkowo interesująca pozycja. Wydawać by się więc mogło, że film nie będzie zawierał dla mnie nowych wątków. A jednak. I za to kolejne spotkanie z poetą i jego twórczością dziękuję.