NIEZNANY WACŁAW ZBYSZEWSKI

Home  »  Strona Główna  »  NIEZNANY WACŁAW ZBYSZEWSKI
lut 9, 2019 KBB

… to tytu wykładu, jaki wygłosił prof. Rafała Habielskiego 2 luty 2019 w POSKu. Organizatorzy: PUNO i ZPPnO, wstęp i prowadzenie: Regina Wasiak-Taylor.

Na tropach zmartwionego pesymisty

Nie miałam przyjemności spotkać Wacława Zbyszewskiego. Gdy zaczęłam pracować w „Dzienniku Polskim”, nie przyjeżdżał już do Londynu. Nadal jednak pisał. Jego brat, Karol Zbyszewski, wówczas redaktor naczelny, cieszył się, gdy otrzymywał z Paryża list z komentarzem politycznym. Niektóre fragmenty czytał w redakcji na głos. Czuło się, pan Karol miał dla swego starszego zaledwie o rok brata wiele ciepła, ale i szacunku. Dał temu wyraz we wspomnieniu o Wiesławie Wohnocie (Dz.P i Dz.Ż. 25.05.1988): „Cenił mojego brata, znakomitego W.A. Zbyszewskiego, sto razy bardziej ode mnie, nieraz przegadał z nim do ostatniego pociągu podziemki. Wacek mi mówił: – Jeśli Wohnout mnie względnie ceni, to dlatego, że studiowałem na uniwersytecie w Krakowie, że pracowałem w Czasie, że znałem wszystkich w Krakowie.”

W Krakowie spędził WAZ (tak często Wacław Alfred Zbyszewski podpisywał swoje teksty) zaledwie kilka lat. Urodzony 2 maja 1903 w Bokijówce na Ukrainie, w latach szkolnych mieszkał w Kijowie, a w 1919 r. przeniósł się z rodzicami do Warszawy. W Krakowie studiował i debiutował jako publicysta. W „Czasie” właśnie. Obronił też doktorat z zakresu ekonomii. Opuścił to miasto w 1924 r., gdy został zatrudniony w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Pracował w ambasadzie polskiej w Paryżu, Nowym Jorku i Tokio. W 1933 r. rozstał się z MSZ-tem i rozpoczął pracę w Banku Polskim, ale nie zagrzał tam długo miejsca – w 1939 r. został korespondentem dziennika „Słowo” w Londynie. Znał świetnie kilka języków i nic dziwnego, że został gdy wybuchła wojna zatrudniła go Polska Sekcja BBC. Później przeszedł do Ministerstwa Informacji i Dokumentacji. Ten czas wojenny był w jego emigranckim życiu, paradoksalnie, najbardziej stabilny. Później była współpraca z monachijskim oddziałem rozgłośni Głos Ameryki, „Dziennikiem Polskim”, „Wiadomościami”, wreszcie został paryskim korespondentem Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Pisał też do „Kultury”, ale głównie na tematy ekonomiczne – z redaktorem Giedroyciem przyjaźnili się jeszcze od czasów przedwojennych (Zbyszewski pisał do redagowanego przez Giedroycia „Buntu młodych”), ale mieli odmienne poglądy polityczne. Po monachijskim epizodzie zamieszkał w Paryżu. Był wręcz archetypem emigranta politycznego – nigdy niczego się nie dorobił, mieszkał w hotelach, a swój dobytek mógłby zmieścić w walizce, z którą Polskę opuścił, czekając, by z tą walizką do ojczyzny wrócić. Wacław Alfred Zbyszewski zmarł w Paryżu 2 lipca 1986 r.

Życiorys krótki. Jeszcze krótsza jest notka o wydanych przez niego książkach – była tylko jedna, doktorat „Polityka Komitetu Finansowego Ligi Narodów” (Kraków, 1927). Dopiero po jego śmierci ukazały się dwa wybory tekstów „Zagubieni romantycy i inni” (Paryż, 1992) i „Gawędy o ludziach i czasach przedwojennych”, (Warszawa, 2000). A przecież pisał wiele. Dlaczego tak się stało? Dlaczego nie napisał żadnego opus vitae?

Jak twierdzi prof. Rafał Habielski, miał – jak wielu publicystów, na przykład Juliusz Mieroszewski – trudności z napisaniem dłuższego tekstu. Dziennikarstwo, szeroko rozumiane, było pasja i powołaniem WAZ-a. Szkoda jednak, że choć minęło tyle lat od jego śmierci, nadal nie ma szerszego zbioru jego publicystyki. Profesor Habielski uważa, że twórczość Zbyszewskiego należałoby przybliżyć czytelnikom, bo pisał doskonale. Ze znalezieniem jego tekstów są jednak problemy. Choć wiadomo, że pisał do szeregu pism przed wojną, to trudno znaleźć jego artykuły, bo ich najczęściej nie podpisywał lub używał pseudonimów. „Wiadomości” i „Kultura” sporządzały spisy tekstów i autorów, ale trzeba by prześledzić wszystkie tomy „Dziennika Polskiego”, by znaleźć artykuły podpisane inicjałami WAZ, pełnym imieniem i nazwiskiem lub jakimś innym pseudonimem. Tylko kto jeszcze pamięta jakich używał?

Profesor Habielski przyjechał do Londynu, by znowu szperać po tutejszych archiwach. Nie wiem, czy w poszukiwaniu Zbyszewskiego. W wykładzie „Nieznany Wacław Zbyszewski” nie tylko mówił o twórczości tego wybitnego publicysty, ale starał się przybliżyć w różnych anegdotach postać tego enigmatycznego samotnika. Wiele zagadek jest trudnych do rozszyfrowania. Trudno, na przykład, ustalić z jakich powodów odszedł z dyplomacji. W „Autobiografii na cztery ręce” Jerzy Giedroyc mówi, że zawinił niewyparzony język i obraza żony ambasadora brytyjskiego w stolicy Japonii. Choć istnieje również wersja, stało się dlatego, że Zbyszewski nie popierał obozu sanacji i gdy w ministerstwie nastał Józef Beck, nie było dla niego miejsca. Późniejszy brak stałego zajęcia Habielski przypisuje temu, że Zbyszewski był zawsze osobny, nie należał do żadnej partii, nie był niczyim człowiekiem, no i miał alergiczną wręcz niechęć wobec wszystkich nadętych tego świata. W swoich poglądach, zwłaszcza na Rosję, był bezkompromisowy. Wpływało to na ocenę negatywną różnych osób, nawet tych, których znał dobrze od lat. Tym ocenom dawał wyraz nawet we wspomnieniach pośmiertnych – tak stało się m.in. w przypadku Ksawerego Pruszyńskiego.

Zbyszewski miał pesymistyczny stosunek do świata. Twierdził, że wszystko idzie w złym kierunku, że na świecie rodzi się zbyt wielu ludzi i wyniknie z tego katastrofa. Jeśli chodzi o sytuację Polski, przewidywał tylko najgorsze scenariusze. Ten pesymizm objawiał się w różnych lękach. Stefania Kossowska napisała we wspomnieniu pośmiertnym pisze, że „Wacio – jak go nazywała – „bał się zdecydować o tym, czym miał być, bał się ożenić, osiąść, mieć dom, wydać książkę, bał się żyć i umrzeć. Tak jak uciekał przed londyńskimi bombami, z nieodłączną maską gazową, do najgłębszych schronów lub poza Londyn, tak samo później, po wojnie, uciekał przed jakimkolwiek ustaleniem się, jakimkolwiek zobowiązaniem”.

Swoje życie poświęcił pisaniu. Pisał nie tylko do różnych czasopism i radia, ale też do znajomych i przyjaciół. Ostatnio wydawnictwo „Więź” wydało korespondencję Jerzego Giedorycia i Wacława A. Zbyszewskiego w opracowaniu prof. Rafała Habielskiego. Tych listów jest stosunkowo mało. Nic dziwnego – mieszkali obydwaj w Paryżu i mogli spotkać się lub porozmawiać przez telefon. Może to jednak dobry początek, by postać i twórczość zapomnianego i nieznanego Zbyszewskiego przypomnieć.

Katarzyna Bzowska, Tydzień Polski, 5.02.2019